W listopadzie 2023 roku PCSS wygrało dwa przetargi, których przedmiotem są usługi na rzecz węzła EOSC EU obejmujące: zarządzanie usługą kontenerową, obliczeniową (maszyny wirtualne) i masowego transferu danych oraz zarządzanie usługą synchronizacji i udostępniania plików, interaktywnych notatników oraz transferu dużych plików. Zapraszamy na rozmowę o możliwościach jakie stwarza ekoststem EOSC z prof. UAM, dr. hab. Michałem Klichowskim, Pełnomocnikiem Rektora ds. Otwartej Nauki, Dyrektorem Centrum Neuronauki Poznawczej i Kierownikiem Pracowni Badań nad Procesem Uczenia Się.
Rozmawia dr Magdalena Baranowska-Sczepańska.
M.B-S.: Współczesne procesy badawcze stoją przed wyzwaniami związanymi z łatwością wyszukiwania i wiarygodnością dostępnych danych badawczych. W czerwcu w Poznaniu odbyło się wydarzenie pt. EOSC Day Poland, które PCSS wspólnie organizowało z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza, Politechniką Poznańską, a także z Narodowym Centrum Nauki i Ogólnopolską Siecią Badawczo-Edukacyjną PIONIER. Wydarzenie skierowane głównie do naukowców i badaczy miało na celu przedstawienie najlepszych praktyk i zestawu narzędzi opartych na EOSC do zarządzania wynikami prac badawczych. Czy mógłby Pan Profesor podsumować to wydarzenie?
M.K.: Choć udostępnianie danych badawczych staje się pewnego typu standardem współczesnej nauki, nie wypracowano dotychczas wytycznych, które regulowałyby ten proces. Naukowcy i naukowczynie często działają więc nieco chaotycznie i niespójnie. Rodzi to wiele problemów, zarówno prawno-formalnych, jak i pragmatycznych. Ostatecznie, choć obserwujemy inflację w zakresie otwieranych danych badawczych, nie odnotowujemy rewolucji, jaka mogłaby mieć miejsce, gdyby większość z nich została ponownie wykorzystana – czy to w ramach megaanaliz, analiz porównawczych czy jakichś form reinterpretacji. Udostępniane dane są nagminnie wybrakowane, źle opisane, niekompatybilne z innymi. Niekiedy też sposób udostępnienia danych generuje nadmiarowość lub łamie prawo czy standardy etyczne. Potrzebne są więc przedsięwzięcia, które uporządkują tę sferę otwartej nauki. Dlatego też systematycznie organizowane są sympozja i konferencje, w ramach których debatuje się o wyzwaniach udostępniania danych badawczych i podejmuje się próby wypracowania rekomendacji. Taki charakter miało też wydarzenie pt. EOSC Day Poland. Wiele miejsca w debatach poświęciliśmy nie tylko naszym doświadczeniom w zakresie kreowania polityki otwartej nauki, lecz także ocenie działań EOSC i przyszłości, która wymagać będzie od nas nowych strategicznych rozwiązań.
M.B-S.: Aktualnie w miastach żyje 55 procent populacji, a z prognoz wynika, że do 2050 roku liczba ta zwiększy się do blisko 70 procent. Jak w tym kontekście powinno się definiować zadania dla inteligentnego miasta?
M.K.: Definiowanie zadań dla inteligentnego miasta staje się dzisiaj walką o lepszą jakość życia jego mieszkańców. Musimy stanąć na wysokości zadania także jako prawdziwi urbanistyczni bohaterowie, łącząc w sobie kilka kluczowych elementów, które stanowią o przyszłości metropolii. Kompaktowa urbanistyka to nasza pierwsza broń. To planowanie, w którym nie ma miejsca na chaotyczne rozrastanie się, ale wręcz przeciwnie – dąży się do stworzenia skoncentrowanych obszarów miejskich, gdzie praca, dom i rozrywka są blisko siebie. To nie tylko oznacza krótsze dystanse do pokonania, ale przede wszystkim eliminuje nadmierną kongestię i zmniejsza ślad węglowy. Zieleń miejska, jako tarcza przed szarością miasta, to parki kieszonkowe, tereny rekreacyjne, ogrody społeczne, mała retencja, odbruki, zielone ściany i dachy – nie tylko dla ozdoby, ale przede wszystkim jako gwarancja lepszego zdrowia i samopoczucia. Wśród betonu ulic potrzebujemy tych oaz spokoju, gdzie dusza może odpocząć. Bo w dynamicznym i gęsto zaludnionym mieście chwila oddechu jest cennym darem. Rozwijanie komunikacji publicznej, zachęcanie do zdrowego przemieszczania się na rowerze czy pieszo to też inteligentne rozwiązania miasta przyszłości. Dostęp do usług online to także nasza wygoda i efektywność. W świecie, gdzie wszystko zmierza w kierunku cyfryzacji, możemy załatwiać sprawy bez zbędnego stania w kolejkach i marnowania czasu na dojazdy o dowolnej godzinie i z poziomu własnej sofy. W skrócie: w tej walce o inteligentne miasto musimy stawiać na kompaktową urbanistykę, rozwijać zieleń miejską, inwestować w efektywne rozwiązania transportowe i zapewnić dostęp do usług online. Wszystkie te działania powinny bazować na wykorzystaniu danych z różnych podmiotów funkcjonujących w metropolii i przetwarzanych w rozwijanej wspólnie z Poznańskim Centrum Superkomputerow-Sieciowym platformie.
M.B-S.: UAM stworzył Action Plan w ramach HR Excellence in Research i zaprojektował zasady udostępniania danych badawczych, które odzwierciedlają zarówno europejskie, jak i krajowe wytyczne. Jak one wyglądają, czy zostały już przetestowane i czy sprawdzają się w praktyce?
M.K.: Instytucjonalne zasady udostępniania danych badawczych nie tylko muszą wpisywać się w europejskie, krajowe oraz uczelniane przepisy. Muszą one być także zbiorem drogowskazów, pomagającym naukowcom i naukowczyniom danej jednostki w codziennej pracy. Tym samym takie zasady powinny być bardzo konkretne i praktyczne. Nie było więc łatwym zadaniem, by takie opracować, a już tym bardziej, by je wdrożyć. Obecnie mamy 13 niezwykle precyzyjnych zasad, z którymi można się zapoznać na stronie internetowej Biblioteki Uniwersyteckiej. Przeprowadziliśmy też cykl szkoleń dla społeczności UAM, podczas których nie tylko omówiliśmy każdą z zasad, lecz także pokazaliśmy przykłady praktyk w pełni realizujących nasze rekomendacje. Wszystkie nowe projekty naukowe pracowników i pracowniczek UAM, w których wytwarza się dane badawcze, konstruowane mają być tak, by możliwe było przestrzeganie 13 zasad. Choć trzeba podkreślić, że nie chodzi tu o sztywne, kompulsywne trzymanie się tych principiów, ale bardziejo podążanie w wytyczonym kierunku. Niebawem uruchomimy instytucjonalne repozytorium danych badawczych, które ma stać się platformą bardzo przyjazną i pozwalającą na łatwe deponowanie danych, przy jednoczesnym respektowaniu standardów wynikających z przyjętych zasad.
M.B-S.: Obok entuzjastów pojawiają się także głosy, że przyjęcie modelu otwartej nauki może nieść ze sobą ryzyko obniżenia jakości udostępnianych treści naukowych. Jakie jest Pana Profesora zdanie na ten temat?
M.K.: Żyjemy w czasach, w których wymaga się od każdego z naukowców publikowania wielu artykułów rocznie. Logiki ocen instytucji naukowych, a niekiedy też samych badaczy i badaczek, oparte są na założeniu, że liczba artykułów opublikowanych w prestiżowych czasopismach ma dużą wartość informacyjną w kontekście instytucjonalnego lub jednostkowego dorobku naukowego. Tym samym generalnie liczy się, ile i gdzie się publikuje, a nie co się publikuje. Brakuje więc nam, badaczom i badaczkom, czasu na to, by spokojnie pomyśleć, by „pochodzić” z nową koncepcją, by oddać się całkowicie jednemu projektowi. Co gorsza, tracimy motywację, by publikować wielkie dzieła – podsumowujące cykl eksperymentów artykuły czy monograficzne książki. Wymaga się od nas, by publikować teksty ukazujące wyniki poszczególnych empirycznych dociekań czy rekonstruujące mniejsze wątki. Jeśli coś obniża jakość publikowanych treści, to przede wszystkim taka właśnie presja na liczbę publikacji. Marzę o świecie, w którym można pracować kilka lat nad jednym dziełem i w którym ukazuje się niewiele artykułów i książek naukowych, ale wszystkie są dopracowane, wysycone danymi i dobrze napisane. Takie publikacje bez wątpienia powiązane byłyby z wysokiej jakości zbiorami danych. Publikowanie dużo i szybko to recepta na niską jakość – i samej publikacji, i materiałów do niej podlinkowanych.